Dzień za dniem... myśli raz normalne, raz ich nie ma.. raz za wysoko, zebym
mogła dosięgnąć. Sama nie wiem czego chce, co da mi szczęście. Znowu slucham
systemu i znowu mi wraca. Mam cos w glowie. Mmmmmmam cos na pewno. Ochote na
spacer. Mysl, ktora sie telepie, ze wszyscy umrzemy. Mam ochote napic sie
czegos, lubie ten pieprzony alkohol. A im i tak tylko o to chodzi, zebys sam
nie mogl myslec, zebys sam nie mogl chodzic... Sypią mi sie bzdury, spod
klawiatury. Sama jestem, sama w sensie samotna. I nie mam sensu. Jednak ufam,
jezeli przestane ufac, to wypadne z okna nawet o tym nie wiedząc. Naiwnie ufam,
ze bedzie Happy End, gowno prawda. Drażnią mnie ograniczenia - szkoła, dom,
kasa, odległość, czas. Czasem w sposob niemal namacalny czuje, ze jestem ponad
tym wszystkim. Śmieci, śmieci, śmieci. Kiedyś ktoś was sprzątnie, jednym palcem,
okruszki na podłodze. Jak ja czasem lubie leżeć na podłodze.. ta moja
okruszkowość. To śmieszne, to niewiargodne, ale ten świat jest prawdziwy.
Ide spać. Spać! a nie, udawac, ze spie, jak kiedys. Obudze sie i bede miec
70 lat, będe dziergac na drutach małe skarpetki dla wnucząt, ktorych nikt nie
będzie nosił, bo będą bez metki Nike, będe piec ciasta, ktorych nikt nie będzie
jadł, bo będą bez konserwantów, będe wspominac czasy, ktorych nikt nie będzie
pamiętał.
Dodaj komentarz