terapeutka
Komentarze: 3
Od rana z ciocią i wujkiem szwędam się po Toruniu, nóg nie czuje (hehe chialabym nie czuc, bo bolą...). Musicie wiedziec, że cierpię na coś w stylu skrzywienia kręgoslupa a jak ide w jakis lżejszych buciorach niż glanidla to zdeczko mi sie utyka na prawą nogę, taki uraz od urodzenie, gdyby nie operacja w dziecinstwie smigalabym teraz na wózku inwalickim ;). No i zostalam zapisana do osrodka rehabilitacji, gdzie wlasnie dzis odbyly sie moje pierwsze cwiczonka ;) Mięśnie mnie bolą, ale to nic, czego sie nie zrobi żeby skorygowac postawe :). Ta terapeutka... spoko kobita, już ją lubie, do pogodania, ale to nie wszystko (no i niezla z niej laska jest ;)), jej dlonie, cieple...mile... mam jakies takie zboczenie, do dotyku, nawet najmniejszego, przypadkowego muśnięcia, przywiązuje do tego dóżą wagę... dotyk... jej dotyk, kiedy ustawiala moje cialo do wykonania kolejnego cwiczenia... ehhh... i już ją lubię, za dotyk, za zapach, będe tam jeździć do piątku, za szybko sie przywiązuje, za szybko dażę symapatią, za często ufam...źle,źle,źle...
Dodaj komentarz