Walentynki... i ani słowa wiecej na ten temat. Mam ferie i sie obijam,
czas udaje, że stoi w miejscu. Chce tylko iść na ten jazzfestival,
reszta nie jest aż tak ważna. Matka w czwartek pakuje sie w samolot i
leci na 10 dni do Londynu. Dziesięć dni bez niej. Cały dół dla mnie.
Będe mogła spać w łóżku, w jakim będe chciała, z kotem lub bez kota,
będe mogła dobrać się do barku czy przemycić sobie piwo, będe mogła
zajebać dziadkowi fajke, będe mogła oglądać wszystkie nocne programy
jakie będe chciała, będe mogła nocną kąpiel brać przy otwartych drzwiach,
nikt nie będzie mi sie kręcić po kuchni i będe mogła sobie pizze zamówić i
będzie tylko moja iiiii wogóle... wygodnie mi będzie. Wygodnie. Hmmmmm...
Hmmmmm.....:) Tak... myślami nie sięgam dalej niż do końca ferii.
Potem będzie płacz i zgrzytanie zębów. Jęczenie, niewyspanie i kawa
w termosie ;), słuchanie radia po nocach. Wtedy już zacznie sie czekanie
na 18stke (18stka= kasa + dowód = alkohol i player :D ). I tak powoli,
małymi kroczkami, w strone wiosny i...ahhhh... i lata :).
Dodaj komentarz