Archiwum 21 sierpnia 2005


sie 21 2005 #1 #2 #3 Londyn
Komentarze: 4
#1 Hipermarket Biel- ścian, posadzki, świateł i klimatyzacja. Otworzysz oczy szerzej i wszechobecna biel zmieni się w ramy obrazu. Tłem będą kolorowe półki z wszelkiego rodzaju różnościami, zaś na pierwszy plan wysuną sie ludzie, jeszcze bardziej kolorowi i różni. Hałas, szum, jak zwykle. Nie słysze nawet mojego skrzypiącego glana. I krążą gdzieś, pędzą, za wszelką cene chcą cie rozjechać tymi wózkami. Bzyczą, brzęczą, trajkoczą i milczą Bóg wie w jakich językach. Do tego jeszcze zapach, obrzydliwy swąd przy półkach z rybami, odrobinke lepszy przy tych z mięsem, dość kontrowersyjny przy kosmetykach i najlepszy, koło półek z owocami i warzywami. Wchodze w część z jabłkami i czuje same jabłka, wchodze w banany i jest mi żółto-zielono, skręcam w częśc z tymi egzotycznymi i juz nie wiem co czuje, ale jest przyjemne. Niektóre owoce są takie, że nawet nie wiedziałabym jak je jeść. Najlepsze były bakłarzany, mogłabym godzinami patrzec, dotykac, cudne są. No i brokuły, nie mogłam nie usmiechnąc sie do nich i powiedziec 'ooo brokuły', ten mały sentyment zostanie mi chyba na dłużej ;). Niestety nie moge tak stać i podziwiac, bo musze nadążyc za ciotką, która gna jak szalona w poszukiwaniu majonezu czy czego tam, jakby to było teraz jedynym celem. Stale mam oczy na około głowy, żeby nie porozjeżdżąć tych małych, rzucających tym, co im w ręce wpadnie Murzyniątek i nie powjeżdzać w tyłki tym grubym babom. W końcu uradowana wychodze, z nadzieją, że ten harmider sie skończył, lecz... ulica o tej porze jest nie mniej głosna. Tylko dźwięk kas drukujących rachunki trzeba zamienić na sliniki samochodow. Skąd was tu wszystkich tyle? Mysle, ze na pytanie 'skąd' dostałabym w odpowiedzi całkiem długą liste. Wleczemy się przez ten tumult jak przez błoto. Z czasem dochozimy do naszego kawałka dzielnicy, hałas przestaje drażnić, jest w miare cicho. Na tyle cicho, żeby skrzypienie glana zaczęło irytować... Po prostu nie mozna patzrec za nisko i za płytko, bo wtedy Londyn moze stac sie bardzo męczący. #2 Noc Noc pierwotnie kojarzy sie ze spokojną ciemnością... jednak czasy ludzi pierwotnych minęły juz dawno. Miałam na ramieniu statyw do aparatu, wujek chciał zrobić kilka ładnych zdjęć, absolutnie nie przeszkadzał mi jego ciężar. Znowu prywatna mgła i siła fantazji. Wyobrażałam sobie, że statyw był czyms innym. Najpierw rzut okiem na Parlament (jezeli będziecie w Londynie chocby przez chwile, wykorzystajcie tą chwile zeby spojzec na budynek Parlamentu), potem Eye of London. Wielkie koło wyższe o 10metrow od Big Ben'a (Big Ben ma 90m jakby co;)). Chociaż Anglicy i tak nie liczą tego w metrach, no bo po co... (Po co podawac temperature w celsjuszach, odległosci w metrach, po co normalne kontakty i ruch prawostronny, po co normalnie otwierane okna i chipsy bez octu? No po co? Anglicy mają 10 razy lepsze rozwiązania). Eye of London jest na moje drugą co do szpetnosci budowlą w panoramie Londynu (pierwsze jest 'jajo', duzy wiezowiec w ksztalcie jajka). Jednak stojąc pod nim i przyglądając sie temu wielkiemu mechanizmowi coś we mnie drgnęło. Potem most Milenijny, ktorego wygląd mozna opisac slowami 'taka duza kładka nad Tamizą'. Taki własnie jest, tylko potrząśnięcie tą kładką moze sprawic nie mały problem. Dużo kręcilismy sie między Eye of London i Parlamentem. Miałam okazje widzieć, jak pomału włączają sie reflektory oświetlające Parlament. Ciężko to opisać. Najpiękniejsza rzecz w całej Anglii, wolno wynurza się z ciemności, światła oprócz murów padają też na wody Tamizy. Całą noc mogłabym tam przestać, po drugiej stronie Westminster Bridge. Mała i brudna przed wielkim i czystym. Idziemy dalej. Londyn nocą, to jakby inne miasto. Na zewnątrz wychodzi to, co spało za dnia. Jednej nocy widziałam więcej limuzyn niż w całym swoim życiu. Było ich na tyle dużo, że pod koniec wyprawy przestały robić na mnie wrażenie. Bartek stwierdził, że jest tu więcej ładnych samochodów niż ładnych dziewczyn i chyba faktycznie coś w tym jest. Było cudnie, tylko dzieciaki marudziły i trzeba było wracać. Ja mogłabym spacerować z tym statywem na ramieniu aż do rana. Chciało mi się biegać. W autobusie powrotnym siedziałam obok 2 Polek (20 pare lat), rozmawiały smiejąc sie dużo. Obgadywały ludzi z pracy i innych swoich znajomych ;). Patrząc tak na niej poczułam, jak bardzo mi tego brakuje i jak bardzo tęsknie za swoimi znajomymi. Gdyby mogli być tu teraz ze mną... chciałabym czegoś więcej? Może tylko tego, żeby statyw nie był statywem. #3 Teatr The Globe. Gdy usłyszałam o tym gdzieś pod koniec maja, na lekcji polskiego, pomyślałam, że fajnie byłoby tam być. I oto stało się. Siedziałam dziś tam, gdzie w renesansie siedzieli pierwsi widzowie Hamleta. Dreszcz za dreszczem.
graphitowa_roza : :