Archiwum 08 maja 2003


maj 08 2003 1 przerwa... a tyle sie wydarzylo
Komentarze: 3

O boszeee... ta notka to bedzie opis jednej przerwy, ale znajac mnie to bedzie baaaardzo dluga notka
 bo duzo sie wydarzylo, we mnie... Nudna lekcja polskiego dobiegla konca i choc wczoraj byla ladna pogoda,
 to dzisejszy dzien nie byl sloneczny i cieplutki, a ja glupia wzielam krotki rekawek. Wyszlam powoli
 z klasy przygotowujac sie na fale chlodu, ktora mniala mnie niebawem ogarnac. Nagle moja uwage przykula
 znajomo czarna plama, unisolam wzrok, tak to byla ona... Krotka wymiana zdan i juz szlam za nia do
 szkolenge kibelka swiadoma tego co za chwile nastapi. W moim umysle zaczelo klebic sie pelno pytan
 "Kiedy ostatnio z nia rozmawialam?" "A co bedzie jezeli jakis nauczyciel nas zauwazy?" "Czy na pewno chce
 tam isc?" glupie pytanie, oczywiscie ze chialam, jej czarna sylwetka majaczyla przede mna, zeskoczylam z 3 ostatnich
 schodow, podazajac za tym cieniem weszlam za nia do ostatniej kabiny. Wszystko OK nie ma zadnego nauczyciela.
 Zamknelam drzwi i w koncu nadszedl ten przelomowy moment... Tak szybko znalazlam sie w jej ramionach, fala
 uczuc zalala me serce i umysl. Bomba zegarowa ktora nosilam w sercu w koncu wybuchla. Jej zapach...
 przywiodl tyle wspomnien i tak wbil sie do umyslu, jej dotyk... kiedy ostatnio go czulam? To bylo chyba
 tez w jednej z kabin, dosc dawno, bo ona miala wtedy na sobie ta zielona kurtke... jak takie cos sie
 nazywalo? nie, nie pamietam... Tysiace obrazow, ktore probowalam pochowac zywcem wynuzylo sie spod ziemii
 i rzucilo sie na mnie, jej glos... To obudzilo najbardziej skrywane i mroczne zakotki mojej duszy, wspomnienie
 tej piosenki "Miraz" ... a co ona tak naprawde mowila? "....wreszcie po tak dlugim czasie...". W konu oderwalysmy
 sie od siebie i moglam przyjzec sie jej twarzy, jej oczy, zawsze w nich tonelam i to znowu sie stalo...
 Potem rozmowa, wspominanie przeszlosci, gdybanie o przyszlosci i niepotrzebne wzmianki o terazniejszosci.
 I wszystkie koszmarne wspomnienia  splywaly ze mnie niczym deszcz z platkow rozy i wsiakaly w podloge.
 Najbardzie zadowolilo mnie to, kiedy powiedziala, ze teraz wszystko bedzie dobrze, ze podniosla sie z upadku,
 niewiadomo dlaczego uszczesliwily mnie jej slowa, naprawde i szczerze, poczulam cieplo w sercu. Nie umniem
 tego nazwac, ale chyba mi na niej zalezy, zeby nie cpala, nie palila, mniej przeklinala, zeby zapracowala na
 zycie, na jakie naprawde zasluguje... Dziwnie drzalam przez caly ten czas, moze to z zimna? moze przez naplyw
 wspomnien? moze przez sama jej obecnosc? nie wiem... W pewnym momencie ktos chyba zapukal do drzwi, myslalam ze to nauczyciel, ale dzieki wszystkim bogom swiata, to nie byl on. "Ciagle sie boisz?" zapytala, odpowiedzialam jej szczerze tak, boje sie nadal, choc tak naprawde, to nie jest to lek przed przeniesieniem do wiochy, ale przed kolejnymi
 klutniami ze starsza, przed kolejnym bolem, wciaz sie boje bolu, ale tego juz nie dodalam. Opowiadalam jej o rzeczach,
 o ktorych nie gadam z przyjaciolmi, bo wiem ze tego nie zrozumnieja... Potem zapytala sie, czy za nia tesknilam,
 nie wiedzialam co jej odpowiedziec, bo brakowalo mi... brakowalo mi po prostu kogos czarnego, kogos kto by wysluchal i zrozumial, cholera ja chyba nadal lubie ten czarny cien, po tym wszystkim, zreszta ona nigdy nie byla wrogiem i z pewnoscia nigdy nim nie bedzie. Potem zadzwonil dzwonek, znowu znalazlam sie w jej ramionach, przytulajac ja na
 pozegnanie zrozumialam, ze wcale nie chce sie z nia zegnac, nie chce odchodzic od tego swiata, ktorego ona mi
 przybliza, to nie jest wygodne, zyc w 2 swiatach, ale ja nie umniem z zadnego zrezygnowac, bo kazdego kocham
 tak rozpaczliwie jak kocha sie kogos wlasnie umierajacego... Jeszcze ostatni raz zanurzajac sie w tych oczach nacisnelam
 klamke i wyszlam, majac balagan w duszy i umysle. Bendonc na zewnatrz powiedzialam jeszcze jedno slowo "czesc" i nie zdajecie
 sobie sprawy jakie to slowo jest cudowne, kiedy nie musisz mowic "zegnaj" , idac w gore po schodach, poczulam dziwne uszypniecie
 naprawde dziwne, mialam ochote biec i pobieglam, skaczac po 2 stopnie, totalnie zapomnialam gdzie mam teraz lekcje (co w tym nowego?)
 nagly przyplyw energii, pozytywnej energii, bylam szczesliwa, totalnie bez sensu, moja dusza rwala sie w gore, nie pamietam chwili
 kiedy bylam naprawde tak szczerze szczesliwa, nie pamietam... A Pauline i Anite to myslalam ze zacaluje, usmiechalam sie do ludzi
 ktorych wogole nie znam i smialam sie ze wszystkiego, rzucilam sie namwet Marcinowi Urbanowi na szyje i co najwazniejsze
 cala ta euforia byla bez ganji, wina czy czego tam jeszcze, LUDZIE MOZNA BYC SZCZESLIWYM BEZ UZYWEK, WIECIE????????
 Chcialabym, zeby ona tez byla szczesliwa, naprawde bym tego chciala... Boze czy spelnisz choc to jedno moje zyczenie,
 zeby ona tez byla szczesliwa? Przeciez nie prosze o nic dla siebie, wlasciwie to ja nigdy nie prosze o nic
 dla siebie... to byla 1 przerwa, a tyle sie wydarzylo, nadal pamietam te slowa "12 godzin, jeden taki obrut wskazowek, a tyle sie wydarzylo..." ciekawe, czy ona tez pamieta?  (a tak na marginesie to, to wszytko dzialo sie wczoraj).
 

graphitowa_roza : :