Komentarze: 2
Red Hot Chili Peppers, no to tak relaksuje czlowieka ze az milo no... Zabiegana bylam przez ten tydzien i strasznie zle mi z tym bylo, nie wiem jak ja wytrwam w szkole sredniej, (a na studiach?) nienawidze zycia w biegu. Ale to nie wazne, teraz bedzie spokoj... jako taki, w najbizszym czasie... Goraca kawa z 5 lyzeczkami cukru, kiedy w czerwonym poranniczku usiade sobie na stole w kuchni i bede patrzec za okno, na krzak róży i usmiechne sie do siebie w duszy myslac "juz niedlugo zakwitniesz, mój kochany". Taaaa... Throw away your television.... genialna piosenka... Jest teraz taki okresik, kiedy po tych wszystkich spieciach moge powiedziec "dobrze mi", heh, a nie znowu tak dawno chcialam znikac/umierac... Anita kiedys napisala mi w liscie jakis cytat, chodzilo w nim o to, zeby wlasnie w tej najgorszej, najbardziej dramatycznej chwili, kiedy to myslimy ze nie damy juz rady dluzej, zeby wlasnie wtedy sie nie wycofac, nie poddac sie, bowiem po tej chwili przyjdzie przyplyw, ktory tak wiele zmieni na lepsze. Tak jest. Troche sie boje, ciagle, wbrew pozorom ja tez chcialabym cos powiedziec, tylko ze... nie umiem jeszcze. Ale dzieki temu wszytskiemu zlemu wrocilam do siebie, wiecie, to jest okropne zapomiec siebie, byc kims innym niz soba, wtedy jast tak okropnie, bleh passssssskuuuudnieeeee. Teraz musze sie zastanowic co zrobic z rzeczami ktore zaczelam, a ktorych nie skonczylam, a mianowicie, co z koralikami i wygladem tego bloga? Ehhh koraliki, zostaly 3 do pomalowania, czy to wogole ma jakis sens? Ano nie, kiedys mialo ale teraz... zawsze to samo drewno. A blog... czekam na pomysl, pojde za pomyslem, jak przyjdzie. Taaaaa, widze note o zabarwieniu osobistym, a miala wyjsc inna. No nie wazne, i wiecie, boje sie tego pierdolonego jutra... Ja nawet... sama nie wiem czy chce...