Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18
|
19 |
20 |
21
|
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30
|
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum sierpień 2005
Jak dobrze jak dobrze jak dobrze jak dobrze
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAHHHHHH!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
aaahhhh jak mi dobrze w domu, tutaj, w tym w tym w tym kraju
nie moglabym zyc gdzies indziej byloby za łatwo za lekko mam połowe szklanke
w połowie pełną dobrze dobrze dobrze wiecie, ta gnijąca w kazdym calu Polska,
to skarb. ot. tyle. mało? wszystko czego chce jest tutaj, wszystko co moze mi
dac szczescie jest tutaj, wszystko za czym tesknilam jest tutaj, wszystko co
kocham do krwi jest tutaj.
pole, słońce, niebo bez chmur! polska muzyka w radio. moze i nie jestesmy tacy
bogaci, ale marzen mamy wiecej. a ja kocham każdą moją niemożliwość.
#1 Hipermarket
Biel- ścian, posadzki, świateł i klimatyzacja. Otworzysz oczy szerzej i
wszechobecna biel zmieni się w ramy obrazu. Tłem będą kolorowe półki z
wszelkiego rodzaju różnościami, zaś na pierwszy plan wysuną sie ludzie,
jeszcze bardziej kolorowi i różni. Hałas, szum, jak zwykle. Nie słysze
nawet mojego skrzypiącego glana. I krążą gdzieś, pędzą, za wszelką cene chcą
cie rozjechać tymi wózkami. Bzyczą, brzęczą, trajkoczą i milczą Bóg wie w
jakich językach. Do tego jeszcze zapach, obrzydliwy swąd przy półkach z rybami,
odrobinke lepszy przy tych z mięsem, dość kontrowersyjny przy kosmetykach i
najlepszy, koło półek z owocami i warzywami. Wchodze w część z jabłkami i
czuje same jabłka, wchodze w banany i jest mi żółto-zielono, skręcam w częśc
z tymi egzotycznymi i juz nie wiem co czuje, ale jest przyjemne. Niektóre
owoce są takie, że nawet nie wiedziałabym jak je jeść. Najlepsze były
bakłarzany, mogłabym godzinami patrzec, dotykac, cudne są. No i brokuły,
nie mogłam nie usmiechnąc sie do nich i powiedziec 'ooo brokuły', ten mały
sentyment zostanie mi chyba na dłużej ;). Niestety nie moge tak stać i
podziwiac, bo musze nadążyc za ciotką, która gna jak szalona w poszukiwaniu
majonezu czy czego tam, jakby to było teraz jedynym celem. Stale mam oczy
na około głowy, żeby nie porozjeżdżąć tych małych, rzucających tym, co im
w ręce wpadnie Murzyniątek i nie powjeżdzać w tyłki tym grubym babom.
W końcu uradowana wychodze, z nadzieją, że ten harmider sie skończył,
lecz... ulica o tej porze jest nie mniej głosna. Tylko dźwięk kas
drukujących rachunki trzeba zamienić na sliniki samochodow. Skąd was tu
wszystkich tyle? Mysle, ze na pytanie 'skąd' dostałabym w odpowiedzi
całkiem długą liste. Wleczemy się przez ten tumult jak przez błoto. Z
czasem dochozimy do naszego kawałka dzielnicy, hałas przestaje drażnić,
jest w miare cicho. Na tyle cicho, żeby skrzypienie glana zaczęło irytować...
Po prostu nie mozna patzrec za nisko i za płytko, bo wtedy Londyn moze stac
sie bardzo męczący.
#2 Noc
Noc pierwotnie kojarzy sie ze spokojną ciemnością... jednak czasy ludzi
pierwotnych minęły juz dawno. Miałam na ramieniu statyw do aparatu, wujek
chciał zrobić kilka ładnych zdjęć, absolutnie nie przeszkadzał mi jego
ciężar. Znowu prywatna mgła i siła fantazji. Wyobrażałam sobie, że statyw
był czyms innym. Najpierw rzut okiem na Parlament (jezeli będziecie w
Londynie chocby przez chwile, wykorzystajcie tą chwile zeby spojzec na
budynek Parlamentu), potem Eye of London. Wielkie koło wyższe o 10metrow
od Big Ben'a (Big Ben ma 90m jakby co;)). Chociaż Anglicy i tak nie liczą
tego w metrach, no bo po co... (Po co podawac temperature w celsjuszach,
odległosci w metrach, po co normalne kontakty i ruch prawostronny, po co
normalnie otwierane okna i chipsy bez octu? No po co? Anglicy mają 10 razy
lepsze rozwiązania). Eye of London jest na moje drugą co do szpetnosci
budowlą w panoramie Londynu (pierwsze jest 'jajo', duzy wiezowiec w ksztalcie
jajka). Jednak stojąc pod nim i przyglądając sie temu wielkiemu mechanizmowi
coś we mnie drgnęło. Potem most Milenijny, ktorego wygląd mozna opisac
slowami 'taka duza kładka nad Tamizą'. Taki własnie jest, tylko potrząśnięcie
tą kładką moze sprawic nie mały problem. Dużo kręcilismy sie między Eye of
London i Parlamentem. Miałam okazje widzieć, jak pomału włączają sie
reflektory oświetlające Parlament. Ciężko to opisać. Najpiękniejsza rzecz w
całej Anglii, wolno wynurza się z ciemności, światła oprócz murów padają
też na wody Tamizy. Całą noc mogłabym tam przestać, po drugiej stronie
Westminster Bridge. Mała i brudna przed wielkim i czystym. Idziemy dalej.
Londyn nocą, to jakby inne miasto. Na zewnątrz wychodzi to, co spało za dnia.
Jednej nocy widziałam więcej limuzyn niż w całym swoim życiu.
Było ich na tyle dużo, że pod koniec wyprawy przestały robić na mnie
wrażenie. Bartek stwierdził, że jest tu więcej ładnych samochodów niż
ładnych dziewczyn i chyba faktycznie coś w tym jest. Było cudnie,
tylko dzieciaki marudziły i trzeba było wracać. Ja mogłabym spacerować z
tym statywem na ramieniu aż do rana. Chciało mi się biegać. W autobusie
powrotnym siedziałam obok 2 Polek (20 pare lat), rozmawiały smiejąc sie dużo.
Obgadywały ludzi z pracy i innych swoich znajomych ;). Patrząc tak na niej
poczułam, jak bardzo mi tego brakuje i jak bardzo tęsknie za swoimi znajomymi.
Gdyby mogli być tu teraz ze mną... chciałabym czegoś więcej? Może tylko tego,
żeby statyw nie był statywem.
#3 Teatr
The Globe. Gdy usłyszałam o tym gdzieś pod koniec maja, na lekcji polskiego,
pomyślałam, że fajnie byłoby tam być. I oto stało się. Siedziałam dziś tam,
gdzie w renesansie siedzieli pierwsi widzowie Hamleta. Dreszcz za dreszczem.
Nadal jestem w Londynie. Ale to teraz nie istotne... Jest zajebiście,
to prawda, dużo już widziałam i podoba mi się. Klimat, nastrój tego
miasta, troche wiecej mgły i byłoby idealnie. Móc widzieć jesień tutaj...
kolorowe liście na drzewach przy Parlamencie... i nie zwracać uwagi
na te pikiety przed nim, ze zdjęciami okaleczonych czy głodujących dzieci
gdzieś, gdzie nie mam zamiaru trafić. Tak mało mnie dotyczy i nie chce,
żeby mnie dotyczyło. Nie zasilam już szeregów tych, którzy chcą za wszelką
cene naprawić świat. Nawet siebie nie chce na dzien dzisiejszy naprawiac.
Całkowicie zapadłam się w świat Hellsing (takie anime), jest to silniejsze
niż kiedyś X Clamp czy nawet Evangelion. Dziecko. Dziecko we mnie ma
fantastyczny ubaw, zwłaszcza teraz, w tym mieście, w którym przeciez
rozgrywała sie akcja Hellsing'a. Moge zwiedzac miejsca, ktore były ukazane w
anime, zwłaszcza Tower of London. Piekne. Kiedyś wielka twierdza, dziś małe
zabudowanie wśród tych wszystkich wierzowców, tuż nad Tamizą, zieloną i
brudną, jak na każdą z większych europejskich rzek przystało. Cholernie
podoba mi sie to miasto. Żadne mi sie jeszcze tak nie podobało. Podoba mi
sie na tyle, żeby tu wrócić, jeszcze nie raz. Ale już nie żeby zwiedzac z
bandą dzieciaków tylko żeby... pospacerować i... poszukać. Mniejsza z tym
kogo, wiem, że nie istnieje, ale czy to wogole ma jakies znaczenie?
Bawie się znakomicie, dawno nie miałam tak rozbudzonej i żywej wyobraźni,
pracuje na pełnych obrotach, az dymi, huczy... i przysłania realnośc.
Pieprzoną, niechcianą rzeczywistosc. Tylko jedna, jedyna rzecz mnie do
niej przywołuje, a mianowicie jeszcze bardziej pieprzone pieniądze.
Przyjdzie kiedys taki dzien, ze nie będą już dla mnie problemem
(wygrana w totka czy śmierć?). Sune w jakiejś usypiającej rozum mgle.
Ile czasu potrzeba, aby zapomiec skad sie jest? Czuje, ze jest
to mozliwe, i ze to sie stanie. Nie ze mną, z nimi. Dostali sie do
jednej z najlepszych szkół w okolicy. Pogodziłam się z samotnością,
która zaczynała mi tu dokuczać i jest dobrze. Wymyślam sobie całą
gromade towarzyszy i nie jestem sama. Nocą, tylko czasem, ale tego nikt
nie słyszy, chyba że Londyn. Bedzie słuchać jeszcze przez niecałe 2 tygodnie.
Więc jestem. Londyn. Pietrowe, czerwone autobusy, ładne, czarne taksówki, ruch
lewostronny, czerwone budki telefoniczne, czerwone skrzynki pocztowe, czerwone
samochody Royal Mail rodem z bajki 'pat i kot', szpetne Eye of London, Big Ben
i cudny budynek parlamentu, który przywodzi na myśl elfią architekture z "Władcy
Pierścieni'. Piękno tych wszystkich budowli miesza się z tą angielską specyfiką
(autobusy, ruch lewostronny itp.) oraz z tym wszystkim, co jest w wielkich
stolicach europejskich... Słowo 'pepole' najbardziej tu pasuje. Wszystkie
kolory skóry, najdziwniejsze języki, wszystko miesza się, kotłuje, huczy,
żyje... Porażające. Do tego ta pogoda... niebo jakby ze stali, nie ma dnia,
żeby chociaż przez 15 minut nie padało. Nie wiem, nic nie wiem, skołowało mnie
to wszystko. Znowu uczucie otwierania się, myśli, horyzontu (podobne do tego,
co było gdy poszłam do liceum). Ciekawie tu, ale znany jest tylko słowniański
akcent, który można zasłyszec czasem w autobusie. Wszystko to jakoś naciska na
mnie... do tego wspomienie (i oczekiwanie na kolejny) lotu samolotem. To było
naprawde piękno, choć proste i surowe. W chwili startu przez 5-8 sekund jest
uczucie stanu nieważkości, jak w statku kosmicznym. Nie znałam takiej lekkości
(przynajmniej na trzeźwo ;)). Potem tylko w góre i w góre, aż w końcu, te
chmury, które zwykłam oglądć z dołu teraz też oglądam tylko, że... musze spojżec
w dół żeby je zobaczyc! Te same chury, tylko, że już nie widziane z dołu. Z
góry. Widze, jak ich cień pada na ziemie i czuje nic innego, jak zachwyt.
Troche trzęsnie, takie śmieszne uczucie w brzuchu jak na szalonej kolejce w
jakimś lunaparku. Ciągle wyżej i wyżej. Domki i samochody na dole wyglądają
jak zabawki, całośc przypomina drogą plansze do strategicznych gier wojennych,
która została wykonana z perfekcyjną precyzją. Wyżej i wyżej. W końcu jesteśmy
ciut nad tymi wyższymi chmurami. Moge widzieć je 'z profilu'. Kształty chmur
widzianych z dołu pobudzają wyobraźnie, chmura oglądana, w że tak powiem,
3D to już odlot :). Kłęby białego puchu, lekkiej pianki, wydają sie być na
wyciągnięcie ręki. Biel, czysta biel, takiej jeszcze nie znałam. Gdy już nasyce
się ich widokiem podnosze głowe w góre i po raz kolejny mnie zatyka. Błękit.
Zimny, czysty. To słowo pasuje najbardziej - czysty. Wygląda jak głęboki
oddech chłodnego powietrza. Na jego widok aż chce się oddychać. Chmury wokół,
błękit (przyszedł mi na myśl zwrot 'Królestwo Niebieskie' i może używałabym
go, gdyby nie ten film z Bloomem :///), znikająca ziemia gdzieś na niewiadomo
jakim dole oraz dość głośno pracujący silnik samolotu (dźwięk wręcz transowy,
plus to zatykanie uszu) mrrrr... jak mi było dobrze... Niebiański krajobraz
zachwycił mnie najbardziej. Niebo. Niebo. Tylko aniołów brakowało. Było mi
tam bosko. Za cholere nie chciałam wracac na ziemię, nawet wiedząc, ilu
ważnych dla mnie ludzi żyje na tej ziemii. Wtedy to nie było ważne,
wszystko co ziemskie odeszło...11km nad ziemią. Teraz już inaczej patrze na
niebo, teraz będe sie uśmiechać do siebie, w duszy i myśleć 'byłam tam'.
Zdecydowanie jedna z nacudowniejszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.
Taaaaaaaaa... co do Londynu... mogłabym godzinami patrzec na parlament.
Pozatym jestem absolutnie podjarana Hellsingiem (anime, nie ten nędzny film),
gdy widze miejsca, którte zostały ukazane w jakimś z odcinków to aż chce
mi sie skakać z radości :). Aha, no i spotkałam Kazika Staszewskiego :D,
na lotnisku, już w Anglii. Zamieniłam z nim 2 słowa, podpisał mi sie na
ręce (nie miałam papieru przy sobie, cholera) i mam z nim zdjecie zrobione
komórką Bartka :))). Dobrze, dobrze jest, przynajmniej z jednej strony.
Z drugiej to niepewność, dużo przemyśleń, naprawde dużo, no i tęsknota.
Bo tęsknie, po części za tymi wszystkimi ludźmi, a po cześci... za krajem?
Nie wiem, dziwne to uczucie... ale odkąd tu jestem słucham głównie polskiej
muzyki. Czegoś mi brakuje, czegoś, czego nie ma tu, a jest u nas, nie umiem
jeszcze tego bliżej określić. Heh, rozpisałam sie. No nic... szukam
Integral, ciągle szukam, chce ją znaleźć. Kto wie... Na razie to tyle :).