Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08
|
09 |
10 |
11 |
12
|
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18
|
19 |
20 |
21 |
22 |
23
|
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
Archiwum kwiecień 2005
Wieczorna samotnosc w sieci jest dobijająca. Podołuje sie jeszcze muzyką i
własnymi myślami. Już widze, jak bede za jakis czas zasypiac, przu Tool'u lub
Ulver'ze... Życie byłoby takie suche bez muzyki. A Gańcza tez slucha Anathemy.
A ja jestem z dębu, wyciosana. Nie tańczę na łące, chociaż łąka to słońce.
Chciałabym tu teraz kogoś, albo być z kimś, gdzieś tam. W trawie, czy na betonie.
Chciałam dziś oglądać Idola, po niecałych 10 minutach wyłączyłam, za ciężkie
jak dla mnie. Mogłabym teraz zadac mase pytan retorycznych. Ale nie warto.
I tak jest dobrze. Tylko boli mnie troche wszytko. Mimo wszelkich dyskomfortowych
sytuacji bardzo mi sie podobał ten KATAR. Jeszcze mi troche brakuje. Jeszcze
troche wiecej mnie, we mnie i bedzie ok. I nie bede czuc tego, co czuje teraz.
Chyba, tak mysle... Brakuje mi qrde kogos, tylko nie wiem czy kogos, czy
mojego wyobrazenia o kims...ehhhh...
Znalazłam w domu dwie chińskie pałeczki. Czasem się zastanawiam gdzie lezą
granice mojego pierdolnięcia. A to takie 'proste' PLPPLPLL. Do Wojtka na zestaw,
do Liska na pad. Jakies fatum z tymi facetami z perkusja? To juz drugi :]. Moze
i jestem pojebana, ale ta glupota sprawia mi przyjemnosc. I tyle. A zestaw kupie
sobie.... po studiach :D. Jak już uda mi się samodzielnie wiązać koniec z końcem,
jakaż to by była niezaleznosc. Wypiłysmy dzis piwo na chemii, w sobote bylo
niewinne wino. A życie... płynie.
Kawałki, skrawki, strzępki. Wyrwane z kontekstu. Plączą sie. Może i nie mają
sensu, może mają go więcej niz mi sie wydaje. Ile dam rade przejść? Jak daleko
się posune? Jak daleko posuną się inni? Ilu bedzie jeszcze tych innych? Co
jeżeli nic sie nie uda? Czy będe potrafila być szczesliwą? Czy moje potknięcia
smucą mnie bardziej, niż cieszą moje małe zwycięstwa? Co jeżeli do konca zycia
w nic nie uwierze do konca? Ile jeszcze razy powiem, ze cos jest ponad mnie,
a potem to zrobie? Ile razy stwierdze, ze cos jest latwe, a potem to zawale?
A jakby bylo gdyby nie bylo Internetu? Jakby bylo, gdyby wyciąć kogoś z
mojego życia? Kogokolwiek. Jak długo jeszcze przyjdzie mi usmiechac sie
po prostu do nieba? Ile moich marzen bedzie na tyle silnych, ze strace
poczucie rzeczywistosci, bez wzgledu na sytuacje, w ktorej sie znajde?
Czy moge o sobie powiedziec, ze jestem dobrym czlowiekiem? Czy moge o nich
powiedziec, ze są dobrymi ludzmi? Ilu naprawde chce byc dobrymi? A ilu jest?
Ilu nigdy nie zostanie? A gdybym wtedy zlamala reke? A gdyby wtedy wydalo sie
to, o czym teraz nie wiedzą? Po co nam te pytania? Nam? Nie, mi. Uciekł kolejny
dzień. Dziwi to kogos?
Jaaaa Ja, chce perkusje. I jest to zachcianka małego dziecka. Ale bardzo bym
chciała, tak jak wielkie płótno w piwnicy, tak jak Woodstock, tak jak paralotnie
i OBE. wszystko niby do osiągnięcia...ale.... no, właśnie ale. Ale to, ale tamto
i w końcu tylko półsny upychane w poduszki. A wielki sen o wolności? Zeby
po prostu iść. Spelnienie niemal wszystkiego z tego wymagałoby (przynajmniej
w moim przypadku) niezależności. A niestety zalezna jestem i to bardzo, od
mojej rodzicielki. Szczerze przyznam sie, ze bedac w gimnazjum liceum
wyobrazalam sobie jako rozwiazanie wielu moich klopotow i wyprostowaniu
kilku drog, teraz bedac juz w LO, mysle tak o studiach. Na studiach pomysle
tak pewnie o zyciu calkiem doroslym. Tego co bedzie w zyciu doroslym na razie
nie przewiduje. WSZYSTKO moze sie zdarzyc, a w sumie nic nie musi. A tymczasem,
perkusyjny odlot, czyli Deep Purple - The Mule. Kiedys tak zagram,
zobaczycie:P ;).
"Uciekaj stąd, póki masz jeszcze szanse! Uciekaj! Dobrze ci radze!" CKOD.
Dzis byl taki dzień, kiedy pomyślałam, że źle mi. Facet dzis na dworcu
zaczął się trząść, potem spadł z ławki, uderzył głową w peron, krew.
Jakaś kobieta, podbiegła, złapała go i zadzwoniła na pogotowie. On leżał
cały wygiety, jakiś chłopak przeskoczył przez tory, wziął patyk i włożył
mu w zęby. Kilka chwil potem było słychać syreny karetki. Chłopak od patyka
pobiegł znów przez tory, żeby sprowadzić karetke właśnie tu. Czerwone
chusteczki higeniczne na zakrwawionej głowie, zakrwawionej twarzy.
"Nie bedzie żadnej rewolucji!" CKOD.
Sama nie wiedziałam co robić, sama nie wiedziałam co myśleć, nawet nie
wiedziałam gdzie patrzeć, jak patrzeć... Nie wiem nadal.
Nie wiem, czy naprawdę ide do przodu, czy stale zataczam kręgi.
"Będzie bolało, cała dusza i ciało!" CKOD.
Wtedy w lesie wysnuła marzenie, które było po części też moim marzeniem,
tylko ona poszła o krok dalej. Odważniej. Wszyscy snujemy wielki sen o
wolności. Założyć plecak i iść. To takie proste. To zasługuje na to
poświęcenie. Czasem czuje, że rzuce sie ślepo w każdą herezje i sen,
pokażcie mi tylko którędy. Nie potrafie działać w 100% sama jeżeli nie
mam na karku misji z innych światów. Moich światów, które czasem chcą
zaistnieć. Czasem czuje się tylko i wyłącznie sobą w moim własnym chaosie.
"Teraz wiszę 4 metry nad podłogą" CKOD.
Moje głosy są rozdarte, bo jest ich wiele. Nie moge zagłuszyć własnego
krzyku, aby usłyszeć własny szept. Nie wychodzą mi rozmowy ze sobą.
Sama siebie truje ironią i krzywym uśmiechem. Ciągle tak bardzo
brakuje mi pokory, skruchy. A gdy zatrzymam sie... nie moge, przeciez
musze sie miotać, uderzac i obijac, bo ta cisza.. Ta cisza prawdziwa utopi
mnie, w nagiej prawdzie o mnie. I czuje, że są dwa życia, jedno które chcę
wieść, drugie, które wieść powinnam. Dni opadają jak liście, kiedyś opadną
wszystkie. A ja coraz bliżej rozstaju tych dróg. Dojść do ładu mi trzeba.
Być nagą. Nieuczesaną, nierozczochraną. Być nagą wśród was, przed sobą,
przed nagą prawdą.
Czy ktoś kiedyś miał coś dobrego z mojego słowa?