Komentarze: 1
Wierzysz jeszcze...?
w...
bajki?
skoro tak
to zabierz ze swego zycia wiecej
niz zdolasz uniesc
skoro nie
zyj spokojnie w swoim swiecie
pozbawionym zludzen
nienawidze tych, co zabieraja mi
moja wiare
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Wierzysz jeszcze...?
w...
bajki?
skoro tak
to zabierz ze swego zycia wiecej
niz zdolasz uniesc
skoro nie
zyj spokojnie w swoim swiecie
pozbawionym zludzen
nienawidze tych, co zabieraja mi
moja wiare
Kiedy pisze czuje sie inaczej, czuje sie kims nie calkiem takim jak na codzien. Wzielam sie za to opowiadanie, to zaskakujace, ile pomyslow na raz jest w stanie strzelic do glowy, gdy tylko dotknie sie dlugopisem papieru. Mialam sen. Boski sen. Bylam w nim szczesliwa, wiodlam w nim zycie, jakie chcialabym wiesc. Kto wie, moze i takie zycie na mnie czeka. Wszystko jest pelne uczuc, odczuc, mysli. Podoba mi sie tak. W sumie, to jak dla mnie, to bardzo dobrze. Nie znosze pustki emocjonalnej.
Piatek - 'ognisko'
To znaczy ogniska wcale nie bylo, choc mialo byc, ale chlopacy sie nie postarali. Za to byla pilka do siatki i jakos tak duzo chlopakow. Aha no i jeszcze piwa i dwa wina (z czego poltorej znalazlo sie w moim zeladku) co skonczylo sie silnymi podmuchami wiatru, ktore wrecz zwalaly z nog. I wszyscy to smiali sie, to wkurzali na widok podchmielonego Chmiela. Potem przeszlam sama siebie rozmawjajac z matka przez komorke i zygajac jednoczesnie, co jak na razie nie skonczylo sie przypalem. I mniejmy nadzieje, ze sie nim nie skonczy. Wtedy podobno wpadlam w to niby ognisko (dowiedzialam sie o tym rano, zastanawiajac sie czemu mam taka brudna reke). Na koniec juz mnie prowadzili, dostalam czkawki i wydawalam z siebie (podobno) jakies jeki. Krotko mowiac, koniec roku zostal uczczony ;).
Sobota - kac
Przebudzenie u Winiary w lozku, obok Kapusia. Proba poskaldania wspomien (nieudana), potem dialog: ja, kibel i hafty. Pólsen, bol glowy, kamien w zelodku. A kiedy ubieralam buty by udac sie do kochanego domostwa mamcia zadzwonila i kazala kupic po drodze chleb i koperek, sadyzm po prostu. Po dowleczeniu sie do domu wanna i lóżko, tlumaczone olbrzymim niewyspaniem. Tylko Bartek byl na tyle zyciowy by zauwazyc kaca, na szczescie nie komentowal zbyt glosno.
Niedziela - prawda wychodzi na jaw
Poszlam z Anitą do 'niby' kosciola (czyli nad jezioro) gdzie dowiedzialam sie, co sie tak naprawde dzialo na owym ognisku. Czemu recznik byl aż tak mokry i że to wcale nie przez Adama. Moje wyczyny zostaly przez jakiegos chlopaka (nie pamietam ktorego) nazwane Chelmżyńskim nokautem. A przy Żabce zaczelam jeczec, na co Kapi i Zajac zareagowali salwa smiechu. Do tego (o zgrozo!) lizalam sie z Winiara i w sumie ciesze sie, ze tego nie pamietam.
Krotko mowiac, wakacje sie zaczely ;).
Koniec. Nie, skąd, początek. Koniec gimnazjum. Przeczytalam wszystkie swoje zapiski z tych 3 lat. W 1kl bylam zupelnie innym czlowiekiem niż jestem teraz, zmienialam sie z roku na rok, z miesiąca na miesiąc. Już nic sie w tym temacie nie wydarzy, rozdzial zamknięty, mam to za plecami. Z trzynastolatki w szesnasto. Tyle dobrego co i zlego. Tyle szczscia co i lez. Dziewczyny sie rozkleily (Boże, ależ Paula ryczala, chyba najbardziej z calej szkoly), przez nie ja też, zdeczko, ale skoro nawet Kapi plakala. Qrwa no... lubie tych ludzi, niech ich jasna cholera. W sumie to chyba nie znajde slow, zeby opisac wszystko co w tej szkole sie dzialo, ze mna, we mnie i obok mnie. Ale to juz minelo. Trzecia klasa, egzaminy, bierzmowanie i wszystko to co w niej jeszcze bylo mam juz za soba. A co przede mna? Moj Boze, cale zycie! Troche zal serce sciska, ale to juz najwyzsza pora powiedziec temu wszystkiemu sayonara.
Bal - bez różnicy czy tam byc czy siedziec w domu.
Z takim sobie humorem podeszlam do kompa. Przeczytalam kilka rzeczy i wziela mnie deprecha. Dól. Kanion. Gra Adema. Źle. Beznadziejnie. Mam dosc i klamstw i szczerosci. Jedno i drugie dostatecznie nieodpowiednie. Nienawidze tego, tego swiata, tego zycia, tych ludzi. Nienawidze z tej jednej przyczyny, ze nienawidze siebie. Qrwa ile sa warte moje idealy? Nie mam juz idealow. Odwracam sie od wlasnych marzen. Bo one tam byly. Tanczyly same, blisko siebie, w najciemniejszym kącie sali, szczesliwe. Znajome do bólu. Nigdy nikomu tak nie zazdrosilam szczescia jak im dwom. Może to i lepiej, ze tylko moje oczy mogly je dostrzec. Dwie szczesciary z innego świata, do ktorego nigdy nie trafie. ....................... Beznadzieja. QRWA TO ZAWSZE TAK BYLO!!!!!!!!!!!!!! Spierdalam stąd.