Komentarze: 4
Pidżama Porno sprawia, że jeszcze tu jestem. I Hey. Nie jestem jedną z tych, co bez lęku patrzą w ciemność i nie jedną z tych, co nie boją się ciąć na ślepo. I jakos tak za gardlo mnie cos chwyta, gdy zdaje sobie sprawe, ze jakiekolwiek z moich dzialan, ktore nie jest popychane miloscia, jest bez sensowne. Miłość. Ta o każdej barwie i dźwięku. Ta nieodwzajemniona. Jest jeszcze piękno, jakież ono cudne. Dobro, dobro to glebszy przejaw milosci. Chyba nieswiadomie wbudowalam do serca cos na ksztalt pacyfki, ale nie mam zamiaru identyfikowac sie z ta ideologia, to zbyt zobowiazujace, to za trudne, to nie dla takich, jak ja. Nie wiem po co tam jade, codziennie, nie mam do czego wracac, codziennie. A moze do weekendu tylko tak... nie no... i do muzyki. Jej obiecalam milość już dawno, na niej moge zawsze polegać, ona nawet nie wie, o moim istnieniu. Mogloby sie stac cos, co sprawiloby, ze poczulabym swe istnienie. A jeszcze kilka tygodni temu bylam taka szczesliwa i juz niczego wiecej mi nie bylo trzeba. Wiem czego to przyczyna. Jestem porąbana. Uzależnilam sie od tego. Zly czas. Nie najlepszy czas. Nie ma mnie. Nie umiem nawet zamanifestowac swego istnienia. No co jest? Nigdy tak nie bylo... to sie kiedys skonczy, prawda? I boje sie, przerazliwie sie boje, ze sie nie skonczy, a jak juz, to nie tak szybko. Nie ma mnie. Chce być.