Komentarze: 1
Wybralam sie dzis z rana na spacer, dlaczego? Nie wiem, potrzeba duchowa. Powedrowalam z walkmenem na uszach do parku, nie mialam odpowiedniego stroju do biegania, dlatego tylko spacerowalam. Usiadlam na lawce centralnie nad jeziorkiem, pusto, ja, muzyka, woda i przyroda. Polozywlam sie w takiej pozycji, w jakiej Jezusa przbili do krzyza, patrzylam w chmury, zastanawiajac sie ile aniolow jeszcze spi po ich drugiej stronie... Zaczelam myslec o tym, kim jestem, jakie jest moje miejsce na tym swiecie i czemu wszystko w przeszlosci wydarzylo sie tak, jak sie wydarzylo :). Przypomialam sobie, jaka bylam przedtem, nim uslyszalam te cudne dziwieki znwane metallem, nim poznalam ten mroczy zakamarek swiata, zakamarek mojej duszy. Trzeba to przyznac, ta ciezsza muza nauczyla mnie wiele i od czarnych tez sie wiele nauczylam, wiele zrozumialam, wiele poznalam. I zobaczylam tez ich blad. To co niektorzy z tych cudownych ludzi robia z soba, tyle pijac, cpajac, nie uczac sie. I patrzac prawdzie prosto w oczy, to tez stalabym sie taka, gdyby nie pamietny wieczor 18 stycznia, jego konsekwencje w miare odciely mi kontakt z tymi ludzmi. Wtedy to byl dla mnie potrzeny wstrzas, te bez sensowne klutnie z rodzina... Ale to bylo potrzebne, bylo potrzebne, zebym zrozumiala czego tak naprawde pragne. To bylo niczym kubel zimnej wody. Teraz nawet gdybym tam wrocila (a bardzo prawdopodobne jest to ze wroce) to chyba zachowywala bym sie bardziej rozsadnie. Ta bezsilnosc jaka poczulam wtedy na lawce niemal mnie zranila, ta swiadomosc, ze to wszystko musialo tak byc, ze wlasciwie tak wyszlo lepiej dla mnie, ze gdyby ta cala masakra sie nie wydarzyla to... to... to... wyszlo by z tego cos jeszcze gorszego... Los chial inaczej, moje przeznaczenie jest gdzies tam i czeka na mnie, wola mnie, a ja bardzo chce slyszec ten glos i podazac za nim. Znaczy chce isc w gore, grac w RPG, pisac wiersze, dobrze sie uczyc, bo bez tego to malo co osiagne, nie uzalezniac sie od zadnych swinstw, rozwijac sie duchowo (chociaz fizycznie chyba tez zaczne, bo lubie to) i chyba ta swiadomosc dazenia w gore moze dac czlowiekowi jakies takie prawdziwe szczescie, nie sztuczny jego obraz stworzony przez prochy. Najgorsze jest to, ze znam wielu wspanailych i utalentowanych ludzi, ktorzy mogli by mi towarzyszyc, ale oni nie ida w gore, oni na razie walcza zeby utrzymac sie na powierzchni, jak dobrze ze los uchronil mnie przed ich bledami... Dlaczego droga w gore jest taka samotna, dlaczego tych w dole jest pelno? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?!?!?!?! ...lecz nie, krzyk nic nie da, nie wolno sie poddawa, trzeba zawsze probowac...