Archiwum październik 2003, strona 1


paź 17 2003 So Nothing
Komentarze: 6

Chwile długiej, boskiej samotności w czasie drogi do domu. W czasie drogi. Drzewa, przemyslenia i to jedno, drzewo... Im bliżej niego podchodzę, tym bardziej wydaje mi się piękne, nie wiem jak kiedyś mogłam normalnie funkcjonować bedąc od niego tak daleko, a ono coraz ufniej spogląda w moją stronę. Boje się. Bo jestem tylko człowiekiem, słabym i nieporadnym, boje się, że zawiodę, że niepodołam, że zranię nawet jeżeli nie będe chciała... Nic, absolutnie nic nie rodzi się bez bólu i absolutnie nic w moim życiu nie może być proste. Na drodze do drzewa stoją dwie osoby, choć właściwie nie osoby, cienie, cienie nie mogą wiele zrobić, ale mogą nawiedzać, mogą patrzeć, mogą płakać, mogą nienawidzieć... Ale ja jestem przyzwyczajona, do przeszkód, zawsze na nie trafiam. Te dwa śmieszne cienie nie mogą się porównywać, do drzewa. I tak rodzi się przywiązanie, lub tak jak było w "Małym Księciu"-oswajanie, a tam było to doskonale opisane. Gdyby ktoś choćby 5 miesięcy temu powiedział mi, że tak będzie, wyśmiałabym go.

graphitowa_roza : :
paź 16 2003 Stan buntu
Komentarze: 6

Gud morńnk Wietnam! Wiecie ile potrzeba do mojego szczęścia? Dosłownie tyle, tak bardzo malutko, tak niewiele... I qurwa mać wiem, doskonale wiem, że tych jednych malutkich szczegółów nigdy nie dostane od życia. Bo to jest zwyczajnie nieosiągalne. To jest po prostu jawne znęcanie się losu nad ludźmi. Mam tego dość. Ogłaszam stan buntu. Od dziś wszyscy walczą z całych sił o swoje marzenia. Bo siedzieć i narzekać to se każdy może, a ja mam już po dziórki w nosie czegoś takiego. Wiem, gadać to mi teraz też jest łatwo, ale no cholera ile można? Zresztą róbta co chcecta, ja ide na front.

graphitowa_roza : :
paź 14 2003 Umarła...
Komentarze: 10

Ona umarła, a ja nawet nie rzuciłam się na nią by rozpaczliwie reanimować, mój wzrok był skierowany w inną stronę... Wiem, nie miała już najlepszej kondycji, poraniona i na siłę pozszywana w wielu miejscach czasem krzyczała - w pustkę. Kiedys wyadawała się być niezniszczalną. Tak wiele czynników przyczyniło się do jej śmierci. Kto jest najbardziej winny? Trudne pytanie. Każda będzie zwalac winę na inną, bezsensownie. Trzymałam ją w ramionach, mogłam ją uratować, nie zrobiłam nic. Aż w końcu nagłe pojawienie się niewiadomo skąd Janis było dla niej zbyt wielkim ciosem. Dostała prosto w serce, z jej ust spłynęły stróżki krwi, a w martwych oczach pozostało to upiorne pytanie "dlaczego?", jej nie widzący wzrok wbity we mnie paraliżował, dopiero po czasie jej strata odbiła się na mnie bólem. Trzymając w ramionach jej stygnace zwłoki przypomiałam sobie czym była, trudno to opisać, ale chyba to normalne, nieodwracalne straty zawsze bolą... Kochałam ją, do ostatniej chwili trzymała mnie za rękę, teraz tak ciężko jest wypuścić mi jej drętwą dłoń... Czy musiało tak być? Czy nie było innej drogi? A jednak, cholera, boli... We trzy złożyłyśmy ją w grobie, każda na pogrzebie roniła łzy, ale żadna nie krzyczała, to bez sensu, wszystko tak jasne. Trumna z jej zwłokami pomału zagłebiała się w ciemnośc matki ziemii, grób został zakopany... Dwie postacie odchodzą z cmentarza, trzymając się za dłonie, natomiast jedna jeszcze zostaje. Stoi długo, aż w końcu pojawia się jakiś inny cień, łapię ją za dłoń i zabiera ze sobą... A na nagrobku jakaś obca dłoń wyryła litery "Przyjaźń 25.III 2000 - 13.X 2003 łączyła (moje imię i nazwisko) z Pauliną Łubkowską i Anitą Szubstarską" a pod spodem jeszcze epitafium "Lepiej jest umrzeć w kwiecie młodości i spocząć w ciemnej mogile, niż kochac bez wzajemności, lub być kochanym przez chwilę".

Boże, ona naprawdę umarła...   

Boże...   

Boże, gdzie jesteś?!

graphitowa_roza : :
paź 07 2003 Krok po kroku
Komentarze: 8

Standardowe, jesienne dołowanie sie zaczyna sie objawiac... KOCHAM TĄ PORĘ ROKU. Wszystko ze mnie spływa, stare kajdany, już zardzewiałe, pękają. Stare bolesne sprawy zamknęły się, skończyła się ta okrutna księga (bo ja swoje życie dziele tak jak książkę fantazy). Już zaczęłam pisać roździały następnej, pojawiło się kilka nowych postaci, niektóre stare sie zmieniły, inne odeszłyl. Porabane to moje życie jest, pokręcone moje uczucia i pragnienia. Ale marzenia... Zawsze takie same... Od kąd pamietam, marzę o tym samym na coraz "doroślejsze" sposoby, ale esencja tego... :)

Powoli, krok po kroku, podchodze coraz blizej tego drzewa, zapach jego liści jest narkotyczny, stąd moge już dostrzec rany na korze, mogę czytać z ruchu gałęzi, czasem jakiś spadający liści muśnie moją twarz, ale ja zaciskam zęby i zatrzymuję dłoń, aby go nie dotknąć... Teraz to zależy od drzewa, bo już niewiele kroków bedę mogła uczynić nie pytając o zgodę...

Ból, ciepło, głód, tęsknota, promyki szczęścia... liście...

graphitowa_roza : :