W sumie udana sobota, a już sie balam. Chmiel do mnie wrócil, a dawno go nie bylo, tylko ta taka ja jak nie ja. Blota, pola, światla, Bialorusinka, różowa koszula, śliczna. Zegary, bulki, uwielbiam te monologi. Drobne rzeczy poprawiają humor, te duże go psują. Jesteśmy czasem jak żebracy. A dziś? Żadnych Ksiąg Rodzaju, prosze, ja sama nie wiem jakiego jestem rodzaju. Raczej sklaniam sie ku nijakiemu. Chce inaczej, żyć chce inaczej. Ale to sie ulozy. A jak nie, to ja to uloże (obietnice skladane samej sobie, nonsens). Jutro wykopki, wyszlo ze nie mam z kim iść, wkręce sie gdzies. Lubie nasz cmentarz, mam z nim kilka cieplych wspomien, tam lapie sie za reke, żeby dodać otuchy. Brakuje mi samej siebie, jakas inna jestem ostatnio no. Zmieniam sie cholera, ja tez sie zmieniam.Muzyka mnie nosi. Nie nie nie. Znowu pisze bez sensy w bez sensach, nawet to lubie, glupia ta nota. Ja wiem czego chce. Chodze slalomem miedzy obowiązkami, na skroty miedzy zobowiązaniami. Szeroko pojętego luzu mi barkuje, od stresu, zadyszek i wiecznych smutkow dostaje wrzodów na duszy. A przecież mzuke nadal robią dobrą, nie ścieli jeszcze wszytkich drzew (ale ścieli, kochaną wierzbę przy Silikonie, tą na gorce też, a pomidorów nie wybacze), wszytkie pola nie zostaly jeszcze zalane betonem, osobiście wole nature, niż stare, choć klimatyczne rzeczy, jednak, i ludzie jeszcze są prawdziwi. Jeszcze tacy są. I nawet czasem trafiają na soebie... Wrzechświat ma kolor turkusu, a pingiwnkom wcale nie jest zimno. Czy szukając dobrych stron oszukuje sama siebie? Trzeba to jakoś przetrwać. Ale co? Ciagle mam glebokie przeswiadczenie, ze nie najlepszy, obecny stan rzeczy jest stanem przejsciowym. Gdzieś sie schowalo moje szczescie, ale ja je znajde. Musze taka byc, gotowa na pozytywizm. Wiem czego mi brakuje. Ewidentnie brakuje mi pewnej dawki szaleństwa, świruje bez tego, świruje monotonnie. Oszaleć, oduzyc sie czyms, zapachem traw, jaaaaaa... Sloncem, truskawkami. Brakuje mi, bardzo mi brakuje beztroskosci. A jakie ja mam troski do cholery?! Pewnie przesadzam. Rzodkiewki, znowu te rzodkiewki.