Mam ochote sie wykrzyczec, wyszalec, wyskakac, wytanczyc! Tyle tego we mnie. Powinnam sie uczyc teraz. Do cholery ja tyle powinnam, ja tyle musze, ja tyle chce w przyszlosci, qrwa! Jakieś coś na podobe buntu sie we mnie gotuje. Kiedys to było inaczej, nawet muzyka z tego kiedyś była inna, no posłuchajcie jak ona brzmiala! Cholernie prawdziwie. Czego potrzeba temu swiatu no? Moze jakis potezny ruch anarchistyczny, albo pacyfistyczny przywróciłby pierwotna rownowage. Ale wielki, naprawde wielki. Jakas dawka patriotyzmu dla tego biało-czerwono-szarego kraju. Jakiś wiatrak wielki, co wszystkie te spaliny przegna tam, skąd przyszły. Jaki ten świat już zniszczony. A jednak ciagle piękny. No rozejzyjcie sie czasem. Zatrzymajcie i spojrzcie. W niebo. Gdzies dalej, poza to wszystko. Ostatnio jakos bardziej osobiscie biore problemy spoleczne. Taka ucieczka od tych prywatnych, juz mnie gloa boli od tych prywatnych. Nie chce tu byc no. W tym miejscu, w tym czasie. Tu jest nie po mojemu. Ja jestem nie stąd, są takie momenty kiedy siła tego uczucia mnie przeraża. Ze jestem nie stąd. Czasami w niektorych z moich snow czuje sie tak dobrze, idealnie. Czasami to wszystko tu takie obce, choc od 16 lat niezmienne. Im dłuzej tu jestem, tym bardziej to czuje. I to nie tylko wtedy, kiedy jest mi źle.
Ekspresja, do cholery. To slowo pewnie w slowniku znaczy cos innego niz w moim odczuciu, ale czasem mam tak, ze rozumiem po swojemu, instynktownie i nie umiem wytlumaczyc. I dlatego czasem mowie, ze chce zniknąć, nie umrzec tylko zniknąc. Bo śmierć to jeszcze nie to, ale zniknięcie. Czy mozna mowic o zniknięciu jako o totalnym, absolutnym wyzwoleniu? Zniknięciu ze wszystkiego, nawet z ludzkich pamięci i papierów. Nagle byloby tak, jakby nigdy cie nie bylo. A smierci, smierci to ja sie boje, nie wiem jak kiedys moglam miec okres, kiedy myslalam o niej bez jakiejs obawy. Dlatego, ze kojazy sie z rozstaniem, przynajmniej mi. A znikniecie z jakby wyswobodzeniem.
"To wszytko co do powiedzenia tobie mam, to żadne głupie żarty".