Dni otwarte. W X LO. Rozmowy z tamtejszymi uczniami uspokoily mnie, mam juz jako taka pewnosc ze sie dostane, wiem mniej wiecej na czym stoje, nie boje sie juz, juz nie. W zasadzie to nie wiem czy bede plakac po tym gimnazjum, czy wogole jest po czym plakac? Kilka osob, kawalki wspomnien, wlasna swiadomosc tego jakie rozne rzeczy dzialy sie ze mna w tych murach. Sentyment w sercu melancholijej istoty, tyle tylko. Bedzie mi brakowalo kilku istot, o wiekszosci zapomne, zapomne ich glosu, ich usmiechow, barwy ich oczu, moze potem rowniez ich imion, az w koncu calkiem zapomne, moze zostanie jakis impuls, jakis slad w sercu... Nie lubie tesknic, tesknilam stanowczo za duzo jak na 16 lat zycia. Slucham sobie "bede zyla" O.N.A., to w odzewie do wody mineralnej w innej notce, na innym blogu. Wiecie, tak szczerze, tak naprawde szczerze, to warto. Mam znowu cel wiecie, tak wam powiem, w tajemnicy, bo o moich tych takich tylko moich uczuciach to nie mowie. Ale tak, jednak mam go. I wiecie, warto bedzie sprobowac go osiagnac, oj warto. Ciesze sie, ze go mam, nawet chocby zaraz mial sie rozplynac, potrzebuje go. Musze sobie czasem powiedziec, o walsnie tak powiedziec sobie, walsnie tak, jak to tylko jedna jeden jedyny raz powiedziala. Potzrebuje, inaczej robi sie zle, zle zle... Są takie pierwsiastki bez ktorych nie umiem sie obejsc, bez "miecza" o ktorym tyle tu pisze, nie ma mnie. Pokrecona jestem a jednak zupelnie prosta. Druty mozna wykrecac jak sie chce. A ja chce. Chce wykrecac i patrzec na coraz to nowe ksztalty zeby potem znow wracac do tego pierwszego, prostego. Gdybym nie wykrecala i nie wracala nie moglabym go w pleni docenic, bo znudzilby sie. I tak jest w zyciu, ze mna tak jest. Odbijam sie, obijam, miotam. A wszytko i tak proste, jak drut. Taki metalowy, miekki. Drut, drucik, druteczek, prosty o fantazyjnych ksztaltach, drutek taki sobie druciany, z drutu. Drut, i tyle.