Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
01 |
02 |
03 |
04 |
05
|
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18
|
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Najnowsze wpisy, strona 6
Nadal jestem w Londynie. Ale to teraz nie istotne... Jest zajebiście,
to prawda, dużo już widziałam i podoba mi się. Klimat, nastrój tego
miasta, troche wiecej mgły i byłoby idealnie. Móc widzieć jesień tutaj...
kolorowe liście na drzewach przy Parlamencie... i nie zwracać uwagi
na te pikiety przed nim, ze zdjęciami okaleczonych czy głodujących dzieci
gdzieś, gdzie nie mam zamiaru trafić. Tak mało mnie dotyczy i nie chce,
żeby mnie dotyczyło. Nie zasilam już szeregów tych, którzy chcą za wszelką
cene naprawić świat. Nawet siebie nie chce na dzien dzisiejszy naprawiac.
Całkowicie zapadłam się w świat Hellsing (takie anime), jest to silniejsze
niż kiedyś X Clamp czy nawet Evangelion. Dziecko. Dziecko we mnie ma
fantastyczny ubaw, zwłaszcza teraz, w tym mieście, w którym przeciez
rozgrywała sie akcja Hellsing'a. Moge zwiedzac miejsca, ktore były ukazane w
anime, zwłaszcza Tower of London. Piekne. Kiedyś wielka twierdza, dziś małe
zabudowanie wśród tych wszystkich wierzowców, tuż nad Tamizą, zieloną i
brudną, jak na każdą z większych europejskich rzek przystało. Cholernie
podoba mi sie to miasto. Żadne mi sie jeszcze tak nie podobało. Podoba mi
sie na tyle, żeby tu wrócić, jeszcze nie raz. Ale już nie żeby zwiedzac z
bandą dzieciaków tylko żeby... pospacerować i... poszukać. Mniejsza z tym
kogo, wiem, że nie istnieje, ale czy to wogole ma jakies znaczenie?
Bawie się znakomicie, dawno nie miałam tak rozbudzonej i żywej wyobraźni,
pracuje na pełnych obrotach, az dymi, huczy... i przysłania realnośc.
Pieprzoną, niechcianą rzeczywistosc. Tylko jedna, jedyna rzecz mnie do
niej przywołuje, a mianowicie jeszcze bardziej pieprzone pieniądze.
Przyjdzie kiedys taki dzien, ze nie będą już dla mnie problemem
(wygrana w totka czy śmierć?). Sune w jakiejś usypiającej rozum mgle.
Ile czasu potrzeba, aby zapomiec skad sie jest? Czuje, ze jest
to mozliwe, i ze to sie stanie. Nie ze mną, z nimi. Dostali sie do
jednej z najlepszych szkół w okolicy. Pogodziłam się z samotnością,
która zaczynała mi tu dokuczać i jest dobrze. Wymyślam sobie całą
gromade towarzyszy i nie jestem sama. Nocą, tylko czasem, ale tego nikt
nie słyszy, chyba że Londyn. Bedzie słuchać jeszcze przez niecałe 2 tygodnie.
Więc jestem. Londyn. Pietrowe, czerwone autobusy, ładne, czarne taksówki, ruch
lewostronny, czerwone budki telefoniczne, czerwone skrzynki pocztowe, czerwone
samochody Royal Mail rodem z bajki 'pat i kot', szpetne Eye of London, Big Ben
i cudny budynek parlamentu, który przywodzi na myśl elfią architekture z "Władcy
Pierścieni'. Piękno tych wszystkich budowli miesza się z tą angielską specyfiką
(autobusy, ruch lewostronny itp.) oraz z tym wszystkim, co jest w wielkich
stolicach europejskich... Słowo 'pepole' najbardziej tu pasuje. Wszystkie
kolory skóry, najdziwniejsze języki, wszystko miesza się, kotłuje, huczy,
żyje... Porażające. Do tego ta pogoda... niebo jakby ze stali, nie ma dnia,
żeby chociaż przez 15 minut nie padało. Nie wiem, nic nie wiem, skołowało mnie
to wszystko. Znowu uczucie otwierania się, myśli, horyzontu (podobne do tego,
co było gdy poszłam do liceum). Ciekawie tu, ale znany jest tylko słowniański
akcent, który można zasłyszec czasem w autobusie. Wszystko to jakoś naciska na
mnie... do tego wspomienie (i oczekiwanie na kolejny) lotu samolotem. To było
naprawde piękno, choć proste i surowe. W chwili startu przez 5-8 sekund jest
uczucie stanu nieważkości, jak w statku kosmicznym. Nie znałam takiej lekkości
(przynajmniej na trzeźwo ;)). Potem tylko w góre i w góre, aż w końcu, te
chmury, które zwykłam oglądć z dołu teraz też oglądam tylko, że... musze spojżec
w dół żeby je zobaczyc! Te same chury, tylko, że już nie widziane z dołu. Z
góry. Widze, jak ich cień pada na ziemie i czuje nic innego, jak zachwyt.
Troche trzęsnie, takie śmieszne uczucie w brzuchu jak na szalonej kolejce w
jakimś lunaparku. Ciągle wyżej i wyżej. Domki i samochody na dole wyglądają
jak zabawki, całośc przypomina drogą plansze do strategicznych gier wojennych,
która została wykonana z perfekcyjną precyzją. Wyżej i wyżej. W końcu jesteśmy
ciut nad tymi wyższymi chmurami. Moge widzieć je 'z profilu'. Kształty chmur
widzianych z dołu pobudzają wyobraźnie, chmura oglądana, w że tak powiem,
3D to już odlot :). Kłęby białego puchu, lekkiej pianki, wydają sie być na
wyciągnięcie ręki. Biel, czysta biel, takiej jeszcze nie znałam. Gdy już nasyce
się ich widokiem podnosze głowe w góre i po raz kolejny mnie zatyka. Błękit.
Zimny, czysty. To słowo pasuje najbardziej - czysty. Wygląda jak głęboki
oddech chłodnego powietrza. Na jego widok aż chce się oddychać. Chmury wokół,
błękit (przyszedł mi na myśl zwrot 'Królestwo Niebieskie' i może używałabym
go, gdyby nie ten film z Bloomem :///), znikająca ziemia gdzieś na niewiadomo
jakim dole oraz dość głośno pracujący silnik samolotu (dźwięk wręcz transowy,
plus to zatykanie uszu) mrrrr... jak mi było dobrze... Niebiański krajobraz
zachwycił mnie najbardziej. Niebo. Niebo. Tylko aniołów brakowało. Było mi
tam bosko. Za cholere nie chciałam wracac na ziemię, nawet wiedząc, ilu
ważnych dla mnie ludzi żyje na tej ziemii. Wtedy to nie było ważne,
wszystko co ziemskie odeszło...11km nad ziemią. Teraz już inaczej patrze na
niebo, teraz będe sie uśmiechać do siebie, w duszy i myśleć 'byłam tam'.
Zdecydowanie jedna z nacudowniejszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały.
Taaaaaaaaa... co do Londynu... mogłabym godzinami patrzec na parlament.
Pozatym jestem absolutnie podjarana Hellsingiem (anime, nie ten nędzny film),
gdy widze miejsca, którte zostały ukazane w jakimś z odcinków to aż chce
mi sie skakać z radości :). Aha, no i spotkałam Kazika Staszewskiego :D,
na lotnisku, już w Anglii. Zamieniłam z nim 2 słowa, podpisał mi sie na
ręce (nie miałam papieru przy sobie, cholera) i mam z nim zdjecie zrobione
komórką Bartka :))). Dobrze, dobrze jest, przynajmniej z jednej strony.
Z drugiej to niepewność, dużo przemyśleń, naprawde dużo, no i tęsknota.
Bo tęsknie, po części za tymi wszystkimi ludźmi, a po cześci... za krajem?
Nie wiem, dziwne to uczucie... ale odkąd tu jestem słucham głównie polskiej
muzyki. Czegoś mi brakuje, czegoś, czego nie ma tu, a jest u nas, nie umiem
jeszcze tego bliżej określić. Heh, rozpisałam sie. No nic... szukam
Integral, ciągle szukam, chce ją znaleźć. Kto wie... Na razie to tyle :).
Dobrze...mrrrr... pewni ludzie, pewne spotkania naprawde działają na mnie
budująco. Są rzeczy tak oczywiste, a jednak ciągle trzeba mi o nich przypominać.
W każdym razie... naprawde miło było :). Zarówno spotkać się z Panią Profesor
jak i spać pod tym namiotem. Chyba wyrastam z chlania i chyba to dobrze. Taaa...
w piątek lece na miesiąc do Londynu. Już czuje jak będe tęsknić za tymi
wszystkimi moimi menelami. Niby będe na gadu i ogólnie na necie ale to
i tak nie to samo. Od początku wakacji wydałam 150zł i nawet nie wiem na o
to poszło... zostało mi kolejne 150zł (mam nadzieje, że jeszcze coś z tej
Anglii przywioze), tym razem będe zbierać solidniej i kupie sobie w końcu
ten odtwarzacz MP3. Taaaa... W Londynie będe szukać Hellsing, a zwłaszcza
Integral ;) (jak zobacze, to pobiegne i już nie wróce, sorry, ale Integral
jest właśnie tego typu kobietą :D ). Mam już więcej planów na przyszłe
wakacje niż na obecne :P. Wszystko jest pozytywnie, nic sie nie kończy, nic
sie nie zaczyna, czas to złudzenie (optyczne!) ;).
Zajebiście qrwa... teraz, żeby było weselej zniknęły mi wszystkie napędy z
kompa... zarówno materialny jak i wszystkie wirtualne... zajebiście qrwa...
wrrrr... ledwo Bartek wyjechał już sie wszystko pieprzy, czemu to tak jest?
Pogoda też nędzna, chłodno sie robi. Mam odcisk na pięcie. Jade dziś zobaczyć
koncert Deep Purple w Toruniu (na dvd :P), fajnie :). Koło weekendu będe
najprawdopodobniej w Poznaniu. Pozatym jest spoko, znaczy byłoby, gdyby
mój komp nie był taki pojebany. Jak już będe bogata, kupie sobie takiego
wyjechanego kompa, który nie będzie mnie tak wnerwiał. Taaaa.... "jak
już będe bogata", heh, jeszcze troche ;). Może na emeryture... Cholera wie.
Może ogarne swój pokój na dole? Przydałoby mu sie...
Właśnie obejżałam całego Hellsinga... Odcinek za odcinkiem...Boże, jak ja
to uwielbiam... Celes, Walter, Integral...Alucard... Czy ja naprawde wyrosłam
z tego wszystkiego? Jak niewiele trzeba! Jak ja U W I E L B I A M poddawać
sie emocjom! Żyć tą chwilą, teraźniejszością, rozstawiać wszystko jak chce w
mojej głowie i mieć wszystkich gdzieś, sama sobie wybierać (krew).
Aaaaaaaaaaaahahahaaaa... Taaaak... Tak...Jaka ja jestem hmmm.... ambiwelentna...
Moralność..jest taka względna, moralnośc nie istnieje. Następny Evangelion,
koniecznie! Jedyne czego mi trzeba, to skończonego świra do spółki.
Chyba musze mówić głośniej. Oni gdzieś są... tylko po prostu, nie
słyszymy sie...