Ona umarła, a ja nawet nie rzuciłam się na nią by rozpaczliwie reanimować, mój wzrok był skierowany w inną stronę... Wiem, nie miała już najlepszej kondycji, poraniona i na siłę pozszywana w wielu miejscach czasem krzyczała - w pustkę. Kiedys wyadawała się być niezniszczalną. Tak wiele czynników przyczyniło się do jej śmierci. Kto jest najbardziej winny? Trudne pytanie. Każda będzie zwalac winę na inną, bezsensownie. Trzymałam ją w ramionach, mogłam ją uratować, nie zrobiłam nic. Aż w końcu nagłe pojawienie się niewiadomo skąd Janis było dla niej zbyt wielkim ciosem. Dostała prosto w serce, z jej ust spłynęły stróżki krwi, a w martwych oczach pozostało to upiorne pytanie "dlaczego?", jej nie widzący wzrok wbity we mnie paraliżował, dopiero po czasie jej strata odbiła się na mnie bólem. Trzymając w ramionach jej stygnace zwłoki przypomiałam sobie czym była, trudno to opisać, ale chyba to normalne, nieodwracalne straty zawsze bolą... Kochałam ją, do ostatniej chwili trzymała mnie za rękę, teraz tak ciężko jest wypuścić mi jej drętwą dłoń... Czy musiało tak być? Czy nie było innej drogi? A jednak, cholera, boli... We trzy złożyłyśmy ją w grobie, każda na pogrzebie roniła łzy, ale żadna nie krzyczała, to bez sensu, wszystko tak jasne. Trumna z jej zwłokami pomału zagłebiała się w ciemnośc matki ziemii, grób został zakopany... Dwie postacie odchodzą z cmentarza, trzymając się za dłonie, natomiast jedna jeszcze zostaje. Stoi długo, aż w końcu pojawia się jakiś inny cień, łapię ją za dłoń i zabiera ze sobą... A na nagrobku jakaś obca dłoń wyryła litery "Przyjaźń 25.III 2000 - 13.X 2003 łączyła (moje imię i nazwisko) z Pauliną Łubkowską i Anitą Szubstarską" a pod spodem jeszcze epitafium "Lepiej jest umrzeć w kwiecie młodości i spocząć w ciemnej mogile, niż kochac bez wzajemności, lub być kochanym przez chwilę".
Boże, ona naprawdę umarła...
Boże...
Boże, gdzie jesteś?!