Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01
|
02 |
03 |
04 |
05 |
06
|
07
|
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
Najnowsze wpisy, strona 10
Jestem zakochana, śmiertelnie zakochana. W moim życiu. I kocham je mimo tych
wszystkich złudzeń, rozczarówań i cierpień. Choćby za to gwiaździste niebo dziś
i za to, że mam o kim myśląc leżąc na parapecie, plecami do ziemii. Mogłabym
odlecieć w tą przestrzeń. Kocham, bardzo kocham. Cokolwiek by sie nie działo,
nie wolno bać sie kochać i nie wolno bać się cierpieć, nie wolno bać się
tęsknić, nie wolno bać się spalać. Przecież wasze oczy są jak pochodnie,
wy już płoniecie. Pójde w pole i wykrzycze to, co mi nie daje spokoju.
Mogło być tak nieporównywalnie gorzej. Płakać mi się chce, a to ciągle
dzieje się to samo. Tylko że dzień za dniem, jestem coraz starsza.
Zakochałam się, i to moze zle, ale.....:]
Dzień za dniem... myśli raz normalne, raz ich nie ma.. raz za wysoko, zebym
mogła dosięgnąć. Sama nie wiem czego chce, co da mi szczęście. Znowu slucham
systemu i znowu mi wraca. Mam cos w glowie. Mmmmmmam cos na pewno. Ochote na
spacer. Mysl, ktora sie telepie, ze wszyscy umrzemy. Mam ochote napic sie
czegos, lubie ten pieprzony alkohol. A im i tak tylko o to chodzi, zebys sam
nie mogl myslec, zebys sam nie mogl chodzic... Sypią mi sie bzdury, spod
klawiatury. Sama jestem, sama w sensie samotna. I nie mam sensu. Jednak ufam,
jezeli przestane ufac, to wypadne z okna nawet o tym nie wiedząc. Naiwnie ufam,
ze bedzie Happy End, gowno prawda. Drażnią mnie ograniczenia - szkoła, dom,
kasa, odległość, czas. Czasem w sposob niemal namacalny czuje, ze jestem ponad
tym wszystkim. Śmieci, śmieci, śmieci. Kiedyś ktoś was sprzątnie, jednym palcem,
okruszki na podłodze. Jak ja czasem lubie leżeć na podłodze.. ta moja
okruszkowość. To śmieszne, to niewiargodne, ale ten świat jest prawdziwy.
Ide spać. Spać! a nie, udawac, ze spie, jak kiedys. Obudze sie i bede miec
70 lat, będe dziergac na drutach małe skarpetki dla wnucząt, ktorych nikt nie
będzie nosił, bo będą bez metki Nike, będe piec ciasta, ktorych nikt nie będzie
jadł, bo będą bez konserwantów, będe wspominac czasy, ktorych nikt nie będzie
pamiętał.
Dziś mijają dwa lata od założenia tego bloga. Równo dwa lata temu dodałam pierwszą
note, o 11:53. Jak ten czas leci... Jestem zupełnie inna niż wtedy, całkiem inna,
wogóle niepodobna. Wszystko sie zmienilo. Tylko Tool i Pink Floyd mi zostali,
oni sie nie zmienili i są na tyle genialni, że nie znudzili mi się jeszcze.
Chociaż nigdy nie słuchałam ich z jakąś ogromną częstotliwością i nigdy nie
słuchałam ich myśląc "co by tutaj sobie włączyć...?".
Co daje mi pisanie tego bloga? Sama nie wiem, pewnie mało co. Nawet nie wiem,
czy to lubie, ale czasami musze sie wypisać. To takie ujście. Nie najweselej
mi ostatnio, dziwnie jest. W głebi duszy wiem czego chce, ale tak mało przemawia
do mojej głebi duszy. Byłam wczoraj u Wojtka na perkusji, nauczyłam się 2 taktów,
ale to swoją drogą. Ten pokój, zapach no i on, wszystko jak w tamte wakacje,
garście wspomień. Bardzo dobrze sie tam wczoraj czułam. Pozatym perkusja... :].
Lubie to, sprawia mi przyjemność, lubie i tyle, kto chce niech sie śmieje :p.
Dzis chyba bedzie padac. Czuje sie troche wykorzystana, a to ja chcialam
wykorzystac, wyszlo na opak :/. Jestem zajebiście niezdecydowana. No i
jeszcze jedno - Londyn. Przesiedze tam niemal cały sierpień. Z tą perspektywą
też mi dziwnie. Wydaje mi się, że źle patrze na świat, ze sama siebie
unieszczęśliwiam. Jestem od was uzależniona, ludzie. Ocierają sie o mnie różne
paranoje i w sumie sama juz nie wiem. Powinnam zadawac sie z osobami, ktore
potrafią zdrowo postrzegac, tacy mnie prostują. Nie wiem, co będe robić
w czerwcu i lipcu. Na perkusje będe chcadzać, chlać troche pewnie będe..a
tak to nie mam nic konkretnego, błota raczej nie wypalą... ile to wogole
kosztuje? Chyba sobie monologuje teraz. E tam... Potrzebuje kasy, chyba cos
opchne na allegro..?
Wieczorna samotnosc w sieci jest dobijająca. Podołuje sie jeszcze muzyką i
własnymi myślami. Już widze, jak bede za jakis czas zasypiac, przu Tool'u lub
Ulver'ze... Życie byłoby takie suche bez muzyki. A Gańcza tez slucha Anathemy.
A ja jestem z dębu, wyciosana. Nie tańczę na łące, chociaż łąka to słońce.
Chciałabym tu teraz kogoś, albo być z kimś, gdzieś tam. W trawie, czy na betonie.
Chciałam dziś oglądać Idola, po niecałych 10 minutach wyłączyłam, za ciężkie
jak dla mnie. Mogłabym teraz zadac mase pytan retorycznych. Ale nie warto.
I tak jest dobrze. Tylko boli mnie troche wszytko. Mimo wszelkich dyskomfortowych
sytuacji bardzo mi sie podobał ten KATAR. Jeszcze mi troche brakuje. Jeszcze
troche wiecej mnie, we mnie i bedzie ok. I nie bede czuc tego, co czuje teraz.
Chyba, tak mysle... Brakuje mi qrde kogos, tylko nie wiem czy kogos, czy
mojego wyobrazenia o kims...ehhhh...
Znalazłam w domu dwie chińskie pałeczki. Czasem się zastanawiam gdzie lezą
granice mojego pierdolnięcia. A to takie 'proste' PLPPLPLL. Do Wojtka na zestaw,
do Liska na pad. Jakies fatum z tymi facetami z perkusja? To juz drugi :]. Moze
i jestem pojebana, ale ta glupota sprawia mi przyjemnosc. I tyle. A zestaw kupie
sobie.... po studiach :D. Jak już uda mi się samodzielnie wiązać koniec z końcem,
jakaż to by była niezaleznosc. Wypiłysmy dzis piwo na chemii, w sobote bylo
niewinne wino. A życie... płynie.